Wielka scena małych przestrzeni. Teatr Odwrócony

Prosta droga od krakowskiego Rynku. Brama niepozorna, podobna do wszystkich innych. Kiedy jest zamknięta, trzeba zadzwonić domofonem. Zawsze odbierze aktor, bo nie ma tam „nieaktorów”. Jeszcze tylko przejść przez podwórko, po drodze mijając szkołę jogi, wejść przez wąski korytarz, szatnię samoobsługową i już. Witamy w Teatrze Odwróconym.

Dzisiaj pośrodku sceny łańcuch zwisający z sufitu, na ścianie szkolna tablica, obok stoi fotel. Z każdej strony widownia, ubrana w robocze fartuchy ochronne. Ktoś zapytał, czy będą czymś oblewać. Mamy nadzieję, że nie, choć na wszelki wypadek wsuwam torebkę pod krzesło. Ale nie – Odwróceni nie robią widzom krzywdy.

Szczęk zamka, wbiegają lekarze i mniszki. Zaczyna się Wariat i zakonnica. Po krótkiej przerwie Odwróceni powrócili do Witkacego, do teatru, z którego się wywodzą.

Studiowali razem na jednym roku – Karolina Fortuna, Radek Sołtys, Szymon Budzyk. W PWST założyli stowarzyszenie, bo jak mówią, chcieli robić coś poza szkołą – nie tylko martwić się o dobre demo. W szkole teatralnej łatwo zatracić wrażliwość, z którą się do niej przyszło, i stać się kukiełką. Dla wielu PWST jest celem samym w sobie i nie do końca wiedzą, co chcą robić po jej ukończeniu; oni ten plan szybko skonstruowali. Jak mówią – czuli żar do tego, żeby robić. Karolina i Szymon od razu po szkole dostali się do Teatru Witkacego w Zakopanem. Radek się nie zdecydował. Choć tamten teatr był ich marzeniem, to szybko zaczęli myśleć o czymś własnym. Radek powiedział: „Róbmy” – i zrobili.

Zaczęli działać w 2012 roku. Założyli Fundację Sz(t)uka Teatru, z misją, aby „uczynić ze sztuki teatralnej medium do porozumiewania się wszystkich ludzi”, i powołali swój teatr, który zaczął działać w małej sali na krakowskim Kazimierzu. Początkowo nie miało tam być sceny, ale zwykłe biuro – siedziba Fundacji. Jednym z pierwszych haseł, które towarzyszyło inicjalnemu performansowi Odwróconych pt. flexibus intro (prezentowanemu w Katowicach podczas Golden Vision Music & Art Festival), było: „Robić teatr w miejscach ludzi, nie w miejscach teatru”. Robili więc teatr w przestrzeni, która z klasycznie pojmowaną sceną nie miała nic wspólnego. Pokój Mirona B., bo takiego patrona dostała ta przestrzeń, mógł pomieścić trzydzieści osób. „W porywach trzydzieści pięć” – dodaje Radek.

W 2013 roku przenieśli się w nowe miejsce – do kamienicy przy ul. Smoleńsk. W porównaniu ze sceną poprzednią pod względem gabarytów tutaj jest luksus, choć teatr instytucjonalny nawet nie zwróciłby uwagi na tak kameralne wnętrze.

W ciągu trzech lat wystawili dwanaście spektakli – z czego cztery na podstawie dramatów Witkacego, do którego jako źródła inspiracji często się odwołują.  Debiutanckim przedstawieniem był nocdzieńsen na podstawie tekstu Karoliny. Szymon zajął się jego inscenizacją – i tak został głównym reżyserem teatru.
Obowiązuje tu klarowny podział pracy – każdy ma swoją funkcję. Kiedy grany jest spektakl, ci, którzy nie biorą w nim udziału, obsługują widownię, dbają o sprawy techniczne i płatności.

Odwrócony jest pierwszym krakowskim teatrem, który wprowadził system płatności Pay What You Want. Polega on na tym, że widzowie płacą po spektaklu dokładnie tyle, na ile go wyceniają, kierując się swoimi wrażeniami przy ustalaniu stawki. Pomysł zaczerpnięto od teatrów hiszpańskich, które wprowadziły go w życie w odpowiedzi na kryzys. Odwróceni byli wtedy w trakcie przygotowań do pierwszej premiery – wspomnianego nocdzieńsen – jeszcze na Halickiej. Do pomysłu przekonali cały jedenastoosobowy zespół, licząc się z tym, że mogą dostać od każdego widza po złotówce. Ale uwierzyli w ideę takiej formy zapłaty i trwają przy tym konsekwentnie.

Każdy spektakl to inna obsada – stali członkowie teatru to jedynie trójka jego założycieli. Mimo to wokół Odwróconego bezustannie krążą dobre dusze, które wspierają inicjatywy twórców, pomagają i działają pro bono artis.

Estetycznie Odwróceni balansują na granicy umowności, wyznają minimalizm w używaniu rekwizytów. Bo najważniejszy jest tutaj człowiek. Nie boją się brzydoty, nie boją się brudu. Są oszczędni w środkach, a dzięki temu wyraziści. W Wesołym miasteczku, które powstało na podstawie Róży Żeromskiego, z aktorami współgra autentyczna, organiczna ziemia. Białe stroje, w które ubrane są postacie, stopniowo pokrywają się plamami – z ziemi, potu, krwi. Tekst jest inspiracją, ramą opowieści nigdy nie przenoszą go na scenę dosłownie. Cielesność zostaje zawsze mocno zaznaczona. Ciało zawsze jest partnerem, zawsze się je szanuje. Próżno szukać tu tarzania się po scenie, bo raczej nie po drodze im z teatrem postdramatycznym.

Mówiąc o spektaklach w Odwróconym, warto zwrócić uwagę na Jana Macieja Karola Wścieklicę (na podstawie dramatu Witkacego), ponieważ spektakl rozgrywa się na niezwykle małej przestrzeni, otoczonej fosą wypełnioną wodą. Dzięki takiej kondensacji widać misterne przygotowanie i odpowiedzialność aktorów za każdy ruch. Nic nie jest tu przypadkowe. Nic nie jest też markowane. Kiedy pojawia się scena z jedzeniem, to po to, żeby postacie jadły – nie łykały powietrze niewidzialnymi łyżkami zanurzonymi w nieistniejącej masie.

Rozbudowana działalność edukacyjna teatru zwraca uwagę na jego misję, którą Odwróceni tak często podkreślają. Realizują projekty społeczne, które mają na celu integrację różnych środowisk za pośrednictwem teatru właśnie. Jednym z takich przedsięwzięć był Witkacy dla wszystkich, który łączył wokół twórczości Witkacego trzy grupy wiekowe: dzieci, młodzież i osoby w wieku 50+. Aktorzy biorą też udział w performatywnych czytaniach w bibliotekach, organizują bezpłatne letnie warsztaty Poznaj siebie, a z okazji 128. rocznicy urodzin Witkacego zorganizowali wernisaż, na którym pokazali twórczość swoich widzów inspirowaną postaciami z jego dramatów. Wychodzą do człowieka, bo na człowieku najbardziej im zależy.

Jako formy komunikacji z widzami używają portali społecznościowych. Facebookowa grupa zrzeszająca widzów Odwróconego po każdym spektaklu wrze od pytań i minirecenzji. Twórcy odpowiadają na wszystkie komentarze. Kilka postaci z różnych spektakli ma założone konta na Facebooku, na których można śledzić rozwój bohatera podczas kolejnych prób. Nagrywają zapowiedzi nowych projektów w formie trailerów. Używają mediów, żeby dotrzeć do większego grona odbiorców, ale też dlatego, że działanie w innej materii niż teatralna sprzyja integracji zespołu. Niebanalną formą promocji wchodzą w przestrzeń miejską – z piosenką do tramwajów czy z flash mobem do galerii handlowej.

Teatr Odwrócony wyrósł z buntu swoich twórców. Tego buntu nie chcą utracić. Początkowo bronili się przed stałą siedzibą, bo wierzyli, że teatr umiera w instytucji, że kiedy ma miejsce, zaplecze, to zdycha, a na plan pierwszy wysuwają się względy ekonomiczne. Wydawałoby się, że skoro jest wizja, zapał i wykształcona ekipa, to nic tylko grać. Jednak w pewnej chwili niczym zmora pojawiło się pytanie – za co? Jak większość młodych teatrów, które chcą tworzyć sztukę po swojemu, Teatr Odwrócony także zaczął borykać się z trudnościami natury ekonomicznej. Zakładali go ludzie bez większych zobowiązań, ale podczas trzech lat pracy zostali rodzicami, co gruntownie zmieniło sytuację. Mimo  to Odwróceni nie złamali żadnego ze swoich postulatów, nie stracili ochoty na robienie teatru po swojemu. Założyli, że mają ciągle ewoluować, że nie chcą wstawiać się w żadne ramy. „To, że dzisiaj jesteśmy przy Smoleńsk i robimy spektakle w tej przestrzeni, to nie znaczy, że za rok nie będziemy jeździć samochodem po wsiach. Taki mamy pęd ku wolności”.

Justyna Arabska



X