Z przestrzeni tańca nikogo się nie wyprasza. Dancing Poznań

Scena – przestrzeń znaczeń

Przestrzeń to hasło tegorocznego, XII Międzynarodowego Festiwalu Tańca Współczesnego, będącego częścią przedsięwzięcia Dancing Poznań organizowanego przez Polski Teatr Tańca – Balet Poznański. Podczas tegorocznego wydarzenia zaprezentowano dziesięć spektakli. Jakie było kryterium ich doboru? „Będę brutalnie szczera: finansowe” – mówi dyrektor PTT, dyrektor artystyczna Festiwalu, prof. Ewa Wycichowska. „Planowaliśmy grać dwa przedstawienia dziennie na dwóch scenach, ale oprócz ofiarności naszego stałego sponsora, firmy Solar, nie mieliśmy żadnego źródła finansowania, nie dostaliśmy dotacji, o które się ubiegaliśmy. Duża scena w Hali nr 2 MPT okazała się za droga, trzeba było zrezygnować z wielkoobsadowych spektakli. Scena Wspólna przy Brandstaettera 1 to bardzo życzliwe miejsce i na razie możemy sobie na nie pozwolić. Najbardziej zasmuciła mnie konieczność rezygnacji z goszczenia polskich zespołów – bardzo zależy mi na obiegu polskich przedstawień w ramach kraju, ale po prostu nie zmieściły się one w budżecie, postawiliśmy więc na własne spektakle, które siłą rzeczy są tańsze niż gościnne”[1]. Z zespołów zagranicznych zaś zaproszono te teatry, które u siebie w kraju zdobyły dofinansowanie na wizytę w Polsce. Kto pamięta rozmach poprzednich edycji Festiwalu, mógł odczuć, że tego roku wydarzenie było wyjątkowo kameralne, nie oznaczało to jednak spadku zainteresowania publiczności. Obsługa widowni do ostatniej chwili wyszukiwała wolne miejsca dla chętnych, a oklaski były równie głośne, jak co roku.

Gospodarze zaprezentowali trzy własne spektakle: Już się zmierzcha (2005) w choreografii Ewy Wycichowskiej, Tysiąc kolorów (2009) w choreografii Takako Matsudy i Sanatorium (2014) w choreografii Kariny Adamczak-Kasprzak i Agaty Ambrozińskiej-Rachuty. Pierwszy z nich został zadedykowany Conradowi Drzewieckiemu, założycielowi i wieloletniemu dyrektorowi PTT, w ósmą rocznicę śmierci oraz zmarłej podczas tegorocznego Festiwalu Katarzynie Próchnickiej-Pajowej, współpracownicy Drzewieckiego. Przedstawienie inspirowane jest sceną pojedynku ze Śmiercią w filmie Siódma pieczęć Ingmara Bergmana; uniwersalność spektaklu jednak łatwo poddaje go wpływowi kontekstu i pozwala na wielość interpretacji wychodzących poza dialog z filmem. Osadzenie Już się zmierzcha w kontekście śmierci Drzewieckiego i Pajowej pozwoliło na wyjątkowe, jednorazowe odczucie wymowy finału jako obrazu non omnis moriar, mogącego być mottem dla każdego szkicu biograficznego o twórcy, po którym zostały nie tylko wartościowe spektakle, lecz również tablica „Polski Teatr Tańca – Balet Poznański” na Koziej 4. Ta tablica oznacza otwarcie w 1973 roku nowego rozdziału w historii polskiej sceny tanecznej przez zaszczepienie na niej na szeroką skalę tańca współczesnego i konsekwentne wdrażanie go w ciała i umysły kolejnych pokoleń tancerzy i choreografów.

Teatr tańca jednak zajmuje się nie tylko tematami egzystencjalnymi czy wielką historią, ale również małymi opowieściami z życia codziennego. Tysiąc kolorów ukazuje w serii obrazów zwyczajność, a zarazem niezwykłość relacji międzyludzkich, ich kalejdoskopową zmienność i różnorodność. Przy dźwiękach mazurków, walców i preludiów Chopina zawiązują się i rozpadają pary i grupy, krzyżują się spojrzenia i drogi, rozbrzmiewają kolejne strofy swobodnej pieśni o trwaniu i przemijaniu. Nie rozwija się fabuła, nie wyłaniają zdarzenia; kolejne sceny splatają się w rozsypce obrazów w mozaikę istnienia człowieka wśród ludzi.

W kontrapunkcie do impresyjnej wypowiedzi Matsudy sytuuje się Sanatorium, którym autorki zapraszają widzów do onirycznego, niepokojącego świata prozy Schulza. Spektakl uwodzi kreowanym od pierwszej sceny napięciem, przywodzącym na myśl zbyt mocno naciągniętą strunę skrzypiec, za każdym trąceniem grożącą pęknięciem. Podobnie myśli i emocje postaci grożą nagłą eksplozją, która jednak nie następuje, utrzymywana w ryzach przez nieznaną siłę. Wśród przemyślanej scenografii, z użyciem projekcji wideo, w nadzwyczaj wymownych i celnych kompozycjach ruchowych ciała z precyzją i wyczuciem uwikłano w Schulzowskie wersy.

Przy Polskim Teatrze Tańca od 1999 roku działa Atelier, które ma na celu wyłanianie spośród tancerzy PTT tych artystów, którzy są utalentowani nie tylko w kierunku kreacji ról w spektaklach, lecz także wykazują się predyspozycjami choreograficznymi. Podczas Festiwalu zaprezentowano najnowszą produkcję Atelier: eXordial (2015) w choreografii Pauliny Jaksim i Katarzyny Kulmińskiej oraz wieczór autorski Pawła Malickiego, na który złożyły się trzy jego spektakle: Hello, Stranger! (2013), Hello, my Friend (2014), oraz Hello. And Goodbye (2015). Taki wybór przedstawionych twórców pozwolił zaobserwować różnorodność na gruncie jednego zespołu. Mimo że najogólniejsza rama tematyczna eXordial i spektakli Malickiego jest częściowo wspólna – mowa o relacji jednostki z otoczeniem, samotności i kwestii podporządkowywania się narzuconym normom – i mimo że autorzy poruszają się w przestrzeni tego samego gatunku scenicznego, to przedstawienia wykreowane są za pomocą skrajnie odmiennych środków. Jaksim i Kulmińska przekreśliły przestrzeń liniami prostymi i kątami ostrymi, zespoliły ruch z projekcją wideo, zaproponowały świat nowoczesny, zimny, zdehumanizowany, dopiero w miarę rozwoju akcji ukazując człowieka organicznego i po ludzku indywidualnego. Malicki od początku operuje miękkim rysunkiem, wypełnia scenę liniami falistymi, tworzy rzeczywistość kipiącą cielesnością. Wyeksponowana fizyczność bohaterów tryptyku ogrzewa ten świat, ale nie kojącym ciepłem kominka, a nocną czujnością tropikalnego lasu. Atelier PTT pozwala na poszukiwania idące w najróżniejszych kierunkach, dzięki czemu powstające w jego ramach wypowiedzi mogą docierać do zróżnicowanej publiczności, nie tylko tej preferującej określony styl sceniczny czy sposób ujęcia tematyki.

Zagraniczny gość Tchekpo Dan Agbetou w spektaklu Mmiri, Mizu, Water poruszył temat budzący zainteresowanie bardzo szerokiego grona widzów, ale realnie dotyczący także tych obojętnych wobec tematu. Mowa była o relacji człowieka z wodą, czyli mmiri w nigeryjskim języku igbo, mizu w języku japońskim i water w angielskim, w różnych miejscach na Ziemi i o tym, jak przypadek decydujący o miejscu narodzin determinuje rodzaj ludzkiego doświadczenia tego żywiołu. W Europie woda jest neutralną, niemal niezauważaną codziennością, dla Japonii to mogący opaść w każdej chwili miecz Damoklesa – tsunami, w Afryce zaś woda to cenne dobro, którego nieustający niedobór przynosi codziennie kolejnym ludziom śmierć. Powaga tematu i bezlitosny smutek płynący z przekazu nie pozwoliły zanurzyć się w czysto estetyczną kontemplację symbolicznej scenografii (baniaki z dystrybutora wody w rękach Niemca, przesypywany przez Nigeryjczyka piasek, wypełnione wodą foliowe woreczki delikatnie przemieszczane przez Japonkę) ani w analizowanie przepływów ruchowych (choreograf oparł się łatwej pokusie zastosowania odmiennych tworzyw tanecznych dla reprezentantów poszczególnych grup etnicznych i poprowadził spektakl jednym, spójnym językiem ruchowym) – trudno było zignorować odniesienia przedstawienia do rzeczywistości.

Z kolei Battery Dance Company w złożonym z czterech etiud wieczorze Between Heaven and Earth w choreografii Miry Cook, Jonathana Hollandera i Seana Scantlebury’ego dotknęło uniwersalnej tematyki psychologicznej, niezwiązanej z rejonem geograficznym, w którym się żyje i umiera, a dotyczącej bycia z kimś, bycia z sobą samym i po prostu – bycia sobą. Poddano obserwacji przestrzeń emocjonalną pewnej pary, w której neurotyczna Ona i niepewny jej uczuć On poruszają się razem i osobno po niestabilnym gruncie poszukiwania samoświadomości i tożsamości; na stawiane pytania nie uzyskują jednak odpowiedzi. Trochę łatwiej zbliżyć się do samopoznania w pojedynkę, gdy samemu czerpie się siłę z ziemi i rytuałów odziedziczonych po wcześniejszych pokoleniach lub kiedy samej przemierza się nieznaną przestrzeń, mierząc się ze swoimi ograniczeniami i walcząc o odnalezienie źródeł wewnętrznej mocy. Tancerze BDC posługują się przede wszystkim techniką tańca modern, klarownie zaznaczają rysunek przestrzenny i w bardzo świadomy sposób z prostych i kolistych linii budują pulsujące emocjami, a zarazem niegwałtowne, wyciszone obrazy.

Mira Cook i Sean Scantlebury oprócz przedstawienia swojej twórczości zaprezentowali również efekty prowadzonego przez siebie coaching project – tygodniowego warsztatu, który prowadzi do powstania spektaklu opartego na indywidualności tancerzy trafiających pod opiekę choreografów. Co roku podczas Dancing Poznań coaching project prowadzą inni twórcy. Cook i Scantlebury skupili się na temacie współpracy, porozumienia i wspólnego działania, który charakteryzuje również ich działalność pozaartystyczną. „Prowadzimy od wielu lat projekt Dancing to connect – mówi Mira Cook. – Jest to rodzaj coaching project, ale prowadzony w różnych miejscach na świecie. W czasie takiego projektu wybieramy około 20 osób i ćwiczymy z nimi 4 do 5 godzin dziennie. Po tygodniu te osoby prezentują mały spektakl. […] Wierzymy, że taniec może pomóc w rozwiązywaniu konfliktów […]. Wybieramy dzielnice czy miejsca, gdzie istnieją nieporozumienia, problemy społeczne czy socjalne. Taniec jest uniwersalnym językiem, a od jakości naszego porozumiewania się zależy to, czy będziemy się komunikować, szanować i pokojowo rozwiązywać konflikty” [2].

Sala do ćwiczeń – przestrzeń spotkania

Dancing Poznań 2015 to także XXII Międzynarodowe Warsztaty Tańca Współczesnego. Liczebność grup co roku jest inna, nawet jednak podczas skromniejszych edycji da się zauważyć na ulicach Poznania znaczący wzrost liczby osób przemierzających miasto w godzinach przerw między zajęciami. Od rana do późnego popołudnia w czterech budynkach prawie trzydziestu pedagogów prowadzi warsztaty z trzydziestu ośmiu technik tańca. Wachlarz możliwości jest bardzo szeroki: od zajęć stricte technicznych (taniec klasyczny, taniec fizyczny) przez style (hip-hop new style, Broadway jazz) po naukę pracy z ciałem (joga, body following); pedagodzy proponują zarówno taniec sceniczny (contemporary, modern), jak i społeczny (samba brazylijska z Rio, tango). „Na początku przyjazd tutaj dla wielu osób był trudny. Wejście do sali i taniec w obecności innych wymagały wtedy pewnej odwagi. Teraz kiedy patrzę na warsztatowiczów, widzę osoby otwarte, uśmiechnięte, pewne siebie – i na coraz wyższym poziomie umiejętności. To cieszy”[3] – mówi Katarzyna Anioła, dyrektor organizacyjna Dancing Poznań. Spotkania w nauce tańca z samym sobą, z pedagogiem, z innymi uczestnikami – ta przestrzeń co roku cieszy się popularnością, a najczęściej słyszanym zdaniem ostatniego dnia warsztatów jest tradycyjne „do zobaczenia za rok”.

Nowy moduł Dancing Poznań to dofinansowany przez Urząd Miasta projekt Tańczenie Warte Poznania. Jego celem było ułatwienie kontaktu z tańcem mieszkańcom Poznania, którzy ze względów finansowych mają do niego utrudniony dostęp. Mowa o spotkaniu z teatrem tańca (bilety na spektakle) i o bezpośrednim doświadczeniu ruchu (miejsca na warsztatach). Zorganizowano również oddzielne zajęcia dla beneficjentów projektu: klas dzieci, seniorów i grup familijnych. Podczas finałowej gali zamykającej warsztaty na dziedzińcu Urzędu Miasta przy Pl. Kolegiackim wyniki swojej tygodniowej pracy pod kierunkiem pedagogów zaprezentowali zarówno uczestnicy projektu, jak i warsztatowicze Dancing Poznań. Spotkanie z publicznością – dla wielu pierwsze w życiu – jest pełnym emocji pożegnaniem owocnego tygodnia spędzonego w dzielonej z innymi przestrzeni tańca.

Architektura miasta – przestrzenie zaproszeń

Gdyby nie mimo wszystko ograniczona przestrzeń gazetowych kolumn, mogłabym napisać jeszcze o flash mobie prowadzonym przez Daniela Stryjeckiego, czyli o przestrzeni społecznej, w której każdy może uczestniczyć we wspólnotowym tańcu na chwilę zaczarowującym poznański Rynek. O wystawie fotografii Tercja Krzysztofa Fabiańskiego i wystawie Teatr Tańca na wyciągnięcie ręki Macieja Zakrzewskiego, czyli o przestrzeni spotkania z tańcem zatrzymanym w czasie i w obrazie. O festiwalowej gazecie „Pulse Dance”, redagowanej przez absolwentki Podyplomowych Studiów Teorii Tańca (UMFC) pod opieką kierownik literackiej PTT Jagody Ignaczak, czyli o przestrzeni ujmowania tańca w słowa przy ciągłej pracy nad precyzowaniem języka.

Mogłabym napisać jeszcze o tym, jak osiem lat temu przyjechałam po raz pierwszy uczestniczyć w Dancing Poznań, wtedy jeszcze pod inną nazwą, i o tym, jak z otwartymi wszystkimi zmysłami chłonęłam niezwykłą atmosferę tego przedsięwzięcia, nie wiedząc jeszcze, że to jedna z cegiełek, z których wkrótce zbuduję zręby swojego nowego zawodu – tu jednak wkroczyłabym już w przestrzeń prywatną, czego na łamach ogólnopolskiej gazety robić chyba nie wypada.

Hanna Raszewska

 

[1] Rozmowa H. Raszewskiej z E. Wycichowską, Ludzie w tańcu pięknieją, „Pulse Dance” 23.08.2015, nr 1.

[2] Rozmowa I. Stańdo z Mirą Cook, Uzdrawiająca moc tańca, „Pulse Dance” 28.08.2015, nr 6.

[3] Rozmowa D. Popińskiej z K. Aniołą, Wsłuchujemy się w uczestników, „Pulse Dance” 24.08.2015, nr 2.



X