Konsekwentnie w stałym kształtowaniu. Teatr Konsekwentny

Konsekwentnie  w stałym kształtowaniu. Teatr Konsekwentny

Do napisania tego tekstu przygotowywałam się naprawdę długo. Zaczęłam pracę nad nim, zanim jeszcze go u mnie zamówiono. Odkąd na początku lipca trafiłam przypadkiem do obecnej siedziby Teatru Konsekwentnego, czyli dawnej Wytwórni Wódek Koneser na warszawskiej Pradze, wiedziałam, że będę chciała „kiedyś” „coś” o tym miejscu napisać.

I oto owo „coś” zamówił „nietak!t”, a „kiedyś” nie mogło być lepsze, bo właśnie trwają obchody piętnastej rocznicy istnienia Teatru, który zaczynał od nazwy Konsekwentnie-Niekonsekwentni, przeszedł przez Konsekwentny, aby teraz przyjąć imię Konsekwentny_Koneser. „To nie jest tak, że jesteśmy już teatrem sformułowanym, to jest proces, który będzie trwał, póki ten teatr istnieje”[1] – powiedział w jednym z wywiadów Adam Sajnuk, dyrektor artystyczny, aktor i reżyser.

Teatr musi ktoś robić

Mogłoby się wydawać, że na początek trzeba mieć budynek albo chociaż scenę. Oni zaczęli od czegoś innego – od ludzi, którzy chcieli tworzyć. Spośród uczestników zajęć teatralnych w Warszawskim Ośrodku Kultury wyodrębniła się grupka, która zaczęła kreować własny teatr. Konsekwentny nie rozwijał się stopniowo, nie nabierał z wolna rozpędu: od razu wystrzelił fajerwerkiem. Pierwszy spektakl, czyli Skarb, został zrealizowany bez udziału jakichkolwiek profesjonalistów z zewnątrz, a w żaden sposób nie nosił amatorskiego piętna, widzowie zapełniali sale teatralne po brzegi. Trzecie z kolei przedstawienie, Zaliczenie. Lekcja, które powstało czternaście lat temu, jest grane do dziś w całkowicie niezmienionym kształcie, w tej samej obsadzie. „Nie było potrzeby nic w nim zmieniać. Świetny pomysł inscenizacyjny, znakomita adaptacja tekstu, fantastyczne aktorstwo, dynamika – wszystko, co w spektaklu być powinno” – mówi Aldona Machnowska-Góra, dyrektorka Teatru. „Zresztą, co ci będę opowiadać. Na Malcie, gdzie mieliśmy się okazać kolejnym drętwym teatrzykiem studenckim, Roman Pawłowski dał nam pięć gwiazdek”. Co tu dodać? Fajerwerk nie rozsypał się na iskry i nie zgasł. Utrzymał się na niebie i świeci stałą mocą. „Chyba zawdzięczamy to szczęściu do ludzi” – uśmiecha się Aldona. „Od początku mieliśmy do czynienia z konstelacją utalentowanych i pracowitych osób. Grupa często zmieniała swój skład. Za każdym razem jednak, kiedy przychodzili nowi ludzie, były to osoby reprezentujące ten sam poziom napięcia teatralnego”. Kwestie artystyczne to jednak nie wszystko. Charakterystyczną i podstawową cechą Konsekwentnych jest wspólnotowość. Przy niezbędnym podziale obowiązków wszyscy czują się odpowiedzialni za całokształt działania teatru. „Finanse, sprzątanie garderoby, kwestie organizacyjne – te sprawy dotyczą wszystkich. Próby do Mojej Niny odbywają się w temperaturze dziesięciu stopni, widziałaś przed chwilą aktorkę w dwóch swetrach i w kurtce. Aktorzy pracują za niewielkie pieniądze, a grają na sto procent, nic nie trzeba odwoływać. To jest pasja, poświęcenie i chęć działania. Ludzie chcą ze sobą działać, nic tu nie jest na siłę. A wszystkie te problemy, ten codzienny znój, są rekompensowane przez to wspaniałe poczucie, że jesteśmy u siebie i że jesteśmy razem. To jest niezależność, która daje wolność i siłę” – Aldona podaje mi kubek z gorącą kawą.

Teatr musi ktoś oglądać

Na początku na spektakle przychodzili znajomi twórców, potem wracali i przyprowadzali swoich znajomych, aż szybko okazało się, że Teatr musi się sformalizować, bo nie poradzi sobie bez struktury zajmującej się organizacją widowni. Do czterdziestoosobowej sali dwa razy w tygodniu przychodziło po 120 osób. Wiele z nich zostało do dziś: na obchody piętnastolecia Teatru pewna pani przyniosła ze sobą bilet z 1997 roku. Konsekwentny cieszy się stałą sympatią wiernej i lojalnej publiczności, która z roku na rok się powiększa. „Myślę, że to zasługa nie tylko dobrych spektakli, ale także tej wspólnotowości, o której wspomniałam wcześniej” – mówi Aldona. „Po tych wszystkich latach jesteśmy tu rodziną, na którą składa się kilkadziesiąt bardzo mocno związanych ze sobą osób. Taka grupa ma jakąś magnetyczną siłę. Poza tym jesteśmy otwarci. Nikt nie jest tu wielkim dyrektorem, wielkim reżyserem, jesteśmy równoprawni. Nieraz stałam na kasie, Adam sprawdzał bilety, a aktorzy biegali ze ścierką. Dzięki temu nie ma sztucznej bariery miedzy nami a widownią, jesteśmy blisko ludzi. Widzowie to wyczuwają i najzwyczajniej w świecie lubią nas”.

Teatr cieszy się też uznaniem specyficznego gatunku widowni: osób zajmujących się krytyką. Pięć gwiazdek od Romana Pawłowskiego pomogło w zdobyciu zainteresowania recenzentów, którzy zaczęli pytać: „A co to jest za teatr? Co to za aktorzy? Jaki jest repertuar?” I przychodzą regularnie, doceniając to, co widzą.

Teatr trzeba robić z czegoś i o czymś

„Adam Sajnuk jest trochę takim teatralnym Midasem. Wszystko, czego dotknie, dostaje nagle nowej energii i zaczyna rozkwitać. Taki dotyk w teatrze jest bardzo cenny. Tego szaleńczo-świeżego spojrzenia na rzeczywistość nie można się nauczyć, to jest dar” – mówi Katarzyna Chmura-Cegiełkowska, fotografka. Konsekwentny ma na koncie już 22 spektakle. Niektóre reżyseruje Adam, inne zaproszeni artyści. Wybór tekstów jest tak szeroki, jak pole zainteresowań zespołu. Dla przykładu w samym 2012 roku zrealizowano tak różnorodne projekty, jak psychologiczny monodram I będą święta (tekst: Piotr Rowicki, reżyseria: Piotr Ratajczak), komiczna Gra na podstawie opowiadań Dorothy Parker (scenografa i reżyseria: Adam Sajnuk), komediowy Boski romans (scenografia i reżyseria: Michał Walczak) i muzyczna Moja Nina na podstawie biografii Niny Simone (scenografia: Adam Sajnuk we współpracy z Moniką Mariotti, reżyseria: Adam Sajnuk). „Nie zamykamy się na jeden typ teatru czy jeden rodzaj literatury. Skoro teraz zrobiłem coś lżejszego, to przy następnym spektaklu mogę sobie pozwolić na coś trudniejszego, bardziej ambitnego. W ten sposób dajemy widzom szansę na różnorodne wrażenia i emocje, a także w jakiś sposób ich edukujemy. Komuś spodobał się u nas kabaret, więc jest gotów nam zaufać i przyjść na coś innego, na co nie wybrałby się, nie znając nas” – mówi Adam. Widz jest dla Konsekwentnego ważny. Szanuje się go, myśli się o nim, często się o nim rozmawia. Czy ten temat go zainteresuje? Czy przekaz będzie dla niego czytelny? Czy wyniesie ze spektaklu jakąś nową wartość? „To nie ma nic wspólnego z podlizywaniem się, z obniżaniem poziomu. Po prostu chcemy, żeby wizyta w teatrze miała dla widza sens” – podkreśla Aldona. Twórcy nie koncentrują się tu na swoich własnych zainteresowaniach, spełnienie artystyczne nie jest jedynym słusznym celem. Zadowolone mają być obie strony rampy. „Widz ma prawo być wymagający i ja chcę, żeby ode mnie wymagał” – zaznacza Adam. „Nie chcę go robić w balona. Wymagania rynku wymaganiami rynku, ale spektakle lekkie nie muszą być głupie”. Na 2013 rok planowane są trzy premiery, jedna reżysera z zewnątrz i dwie reżyserowane przez Adama. Zaproszona jest Katarzyna Groniec z koncertem-spektaklem, na który złożą się piosenki m.in. Brechta, Brela i Cave’a w aranżacji i wykonaniu wokalistki. Wiosną pojawi się spektakl Ofiara, będący kompilacją tekstów Saula Bellowa i Brunona Schulza, a jesienna premiera to musical o wódce napisany przez Michała Walczaka. „Prawdę mówiąc, nie jest jeszcze napisany, tylko się pisze, więc dużo ci nie powiem” – śmieje się Adam. „Na pewno ten spektakl będzie silnie związany z naszym miejscem, dawną Wytwórnią Wódek Koneser, ale będzie to szerszy, przekrojowy tekst o polskiej tradycji związanej z piciem. Ta przestrzeń aż się prosi, żeby taki spektakl w niej pokazać. Może wyjdziemy z budynku? Może będziemy chodzić po całym kompleksie? Możliwości tego miejsca są niesamowite”.

„Jaki jest mój teatr?” – Adam się zamyśla. „Chyba przede wszystkim szczery i oparty na intuicji. Chciałbym, żeby był w jakiś sposób uniwersalny, to znaczy, żeby nie dotyczył tylko mnie, ale także widzów, i to wielu różnych widzów. Nie chcę być hermetyczny. Co jeszcze? Chciałbym, żeby mój teatr był różnorodny. Saul Bellow obok Niny Simone bez żadnego konfliktu. Ciężki dramat psychologiczny, recital, kameralny monodram – na wszystko jest tu miejsce. Trzeba ryzykować. Taka jest funkcja teatru, zwłaszcza teatru niezależnego. Tu nie można skostnieć”.

Teatr trzeba mieć gdzie robić

Konsekwentny od lat wędruje po Warszawie. Narodził się i przeżył pierwsze pięć lat przy Elektoralnej 12, potem działał w Starej Prochowni u podnóża Starego Miasta, teraz na trochę osiadł po drugiej stronie Wisły – na Pradze. Koneser to własność prywatnego developera. „Już teraz mogę powiedzieć, że jest to miejsce tylko na jakiś czas” – zastrzega Aldona. „Za rok najprawdopodobniej będziemy musieli ruszyć dalej, bo tu zaczną się inwestycje mieszkaniowe. Ta wieczna prowizorka jest męcząca i wymaga ciągłej świadomości, że to, co mamy, jest tylko na teraz. Z drugiej strony sytuacja jest inspirująca, nie pozwala nam się zasiedzieć i zgnuśnieć. Wymaga nieustannej kreatywności”.

Ząbkowska 27/31, Praga, hale fabryczne, cegła, beton i żelazo. Jedna z tych hal wita inaczej niż pozostałe: schody pokryte są zielonym dywanem, zachęcającym do wejścia. W środku słupy konstrukcyjne pomalowane w róż i błękit, granatowe ściany, kilka kanap z poduszkami, miękkie krzesła i fotele, drewniany kredens. Niestandardowo, oryginalnie, zachęcająco. „Stworzyliśmy to miejsce z niczego i tworzyliśmy je wspólnie. Wszyscy pracowaliśmy na to, jak ono wygląda. Razem kładliśmy podłogę, malowaliśmy ściany i scenę. Wypieściliśmy tę przestrzeń. Myślę, że to da się wyczuć. Udało nam się wykreować tu niezwykłą aurę” – mówi Katarzyna Grudzińska, jednoosobowy dział promocji. Rozmawiamy pod koniec października, Kasia siedzi z laptopem we foyer, ubrana w ciepłą kurtkę i owinięta szalikiem; co jakiś czas przytula się na chwilę do przenośnego kaloryfera. „Uwielbiam tu być i nic mi nie przeszkadza. To są prozaiczne problemy, a najważniejsze jest, że możemy działać. Po powrocie do domu biorę dwudziestominutowy gorący prysznic i jest dobrze”. Ogrzewamy dłonie kubkami z gorącą herbatą z imbirem.

Po przejściu przez różowo-granatowe foyer widzowie trafiają do dużej sali, której ściany stanowią czarne kotary. Widownia może być dowolnie przesuwana. Ruchome podesty i zwykłe pojedyncze krzesła, niezespolone ze sobą w teatralne rzędy, pozwalają na wszelkie możliwe ustawienia. Można stworzyć scenę z tradycyjną, niewidoczną czwartą ścianą, można grać w centrum pomieszczenia, otoczonym podestami, można zorganizować przestrzeń w każdy sposób, jakiego tylko będzie wymagać wyobraźnia reżysera. Jeśli podążymy mniej oficjalną ścieżką i skręcimy w lewo zamiast w prawo, znajdziemy się w nieco bardziej kameralnej, również osłoniętej kotarami sali, w której odbywają się skromniejsze wydarzenia: dziecięce „dźwiękowanie na dywanie”, próby czy rozgrzewki. A jeśli pójdziemy jeszcze dalej, trafimy do pomieszczenia niedostępnego publiczności, czyli na teatralne zaplecze. Tu rządzi techniczny człowiek orkiestra, Stanisław Wiszowaty. „Lubię ten teatr. Nie wiem, za co. To jak ze znajomymi: poznajesz kogoś i go lubisz. Nie ma konkretnych powodów, po prostu nawiązuje się nić sympatii. Poznałem Konsekwentny kilka lat temu. Od razu polubiłem sporo osób stąd, to ludzie są główną siłą Teatru. Każdy jest inny i każdy jest interesujący. Lubię ludzi, którzy mają do powiedzenia coś więcej niż ogólniki i życie z nimi staje się ciekawsze”. Ze scenografii archiwalnego spektaklu, czyli wielkich żelaznych krat, Staszek skonstruował ściany działowe wysokie na kilka metrów w górę. Zaplecze na pierwszy rzut oka wygląda jak nieodwiedzana od lat gigantyczna piwnica, z której nic nie wyrzucano, bo wszystko może się przydać. Szybko jednak da się dostrzec swoistą logikę rządzącą tym pomieszczeniem, w którym wszystko ma swoje miejsce i wszystko jest po coś. Każda rzecz może przekształcić się w narzędzie kreowania scenicznej magii. „Reżyser wymyśla scenografię, a ja ją konstruuję. Kiedy Adam zmienia zdanie, ja zmieniam konstrukcję. Lubię wyzwania i lubię ten dynamizm” – mówi Staszek i dodaje: „Dynamika dotyczy nie tylko budowania scenografii, to cecha charakterystyczna całego Teatru. Nigdy nie stoi w miejscu, zawsze jest aktywny, wciąż coś się zmienia, przekształca i udoskonala”.

Od lipca 2012 roku integralną częścią zaplecza jest studio fotograficzne Kasi Chmury-Cegiełkowskiej. „Poza tym, że tu pracuję, jest to miejsce, w którym po prostu lubię być. Atmosfera, jaką wykreowali Konsekwentni, jest przyjazna i przyciągająca. Gospodarze są bardzo otwarci. Z przyjemnością za każdym razem tu przyjeżdżam, z przyjemnością drzemię na kanapie we foyer między jedną sesją a drugą”. Tutaj odbywają się sesje fotografii artystycznej i powstaje dokumentacja działalności Teatru, trzaska migawka, błyskają lampy. Modele i modelki latem cenią sobie miły chłód, jesienią dygoczą z zimna, a fotografka staje na głowie, żeby wydobyć najpiękniejsze i najbardziej fascynujące aspekty ich wizerunku. „Zaletą tego miejsca jest jego uroda, duża przestrzeń i niezależność. Niemniej jest to budynek pofabryczny, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami. Imponują mi aktorzy, którzy grają w tej temperaturze. Dobrze, że za chwilę będzie wiosna i znów zrobi się ciepło” – Kasia podaje mi kolejny rozgrzewający napój.

Za pół godziny zacznie się spektakl, dziś będzie to Kompleks Portnoya. Widzowie już są. Kasia C. odruchowo pstryka kilka zdjęć, Kasia G. stoi przy kasie, Aldona rozmawia z dziennikarzami, Staszek uważnie przygląda się reflektorom, Adam jest w garderobie. Za chwilę pogasną światła na widowni, a rozbłysną na scenie. It’s show time.

Co dalej?

Hanna Raszewska: To są piętnaste urodziny Teatru. Jak wyobrażacie sobie dwudzieste?

Adam Sajnuk: Nie myślę dalej niż na parę miesięcy do przodu. Myślę: Bellow, Walczak. A potem? Za pięć lat? Mam nadzieję, że będziemy mieć swoje miejsce z pewniejszą perspektywą, z jeszcze większą publicznością.

Katarzyna Grudzińska: Podobnie. Może w nowym miejscu, może z jeszcze większą publicznością, ale fundament się nie zmieni: chcemy, żeby powstawały dobre i coraz lepsze spektakle.

To są piętnaste urodziny Teatru. Jak wyobrażasz sobie dwudzieste piąte?

Stanisław Wiszowaty: Będzie istniał, tyle wiem. Będzie istniał i się rozwijał.

To są piętnaste urodziny Teatru. Jak wyobrażasz sobie dwudzieste siódme?

Katarzyna Chmura-Cegiełkowska: Mam nadzieję, że Teatr będzie miał nareszcie stałą siedzibę. Bez strachu o przetrwanie do następnego miesiąca. A ja będę mogła zrobić retrospektywną wystawę „Moje lata z Konsekwentnym”.

To są piętnaste urodziny Teatru. Jak wyobrażasz sobie trzydzieste?

Aldona Machnowska-Góra: Nie wiem, czy Teatr będzie istniał. Instytucje kultury – a myślę o nas jako o instytucji, mimo że jesteśmy niepubliczni – nie mogą wychodzić z założenia, że są na zawsze. Może za parę lat nie będzie artystycznego powodu, żeby Teatr trwał. Oczywiście mam nadzieję, że tak się nie stanie, ale nie chcę też z góry zakładać, że mamy być wieczni.

* * *

„A właściwie jak przygotowywałaś się do pisania tego reportażu?” – zapyta ktoś po skończeniu lektury, nawiązując do pierwszego zdania mojego artykułu. Jak zawsze oglądałam spektakle, czytałam, co już o Teatrze napisano, poszukiwałam faktografii, ponadto zadręczałam pracujące tu osoby wizytami z dyktafonem i zadawaniem licznych pytań między kolejnymi telefonami (Kasia G., Aldona), między jedną a drugą modelką (Kasia C.), pośród skręcanych elementów scenografii (Staszek), w samym środku przedpremierowego szału twórczego (Adam). A co robiłam poza standardowym szukaniem informacji? Jadłam tu pierogi, piłam żurek i coś mocniejszego, tańczyłam całą noc podczas Konsekwentnego Melanżu, pozowałam do zdjęć w anielskich skrzydłach, koronkowej minisukience, z kilkuwarstwowym makijażem i bez, grałam w ping-ponga, pomagałam wkręcać śruby, ustawiać krzesła i podwieszać kable. Oglądałam Konesera o zachodzie i wschodzie słońca, wygrzewałam się w lipcu na zielonych schodach i marzłam w listopadzie na zapleczu, widziałam go z perspektywy widza i z perspektywy asystentki technicznej, rozkręcającej wtyczki z nadzieją, że potem prawidłowo je skręci. Z każdej perspektywy, z jakiej patrzyłam, widać było miejsce niezwykłe i wartościowe. Mam nadzieję, że za 15 lat będę mogła napisać reportaż Trzy dekady Konsekwencji.

Hanna Raszewska

[1]   O 15 latach Teatru Konsekwentnego, kultura.gazeta.pl, rozmawia Anna Gąsiorowska.


Źródło: „Nietak!t”, nr 11/2012



X