Karolina Noworolnik – „Manifest” – Teatr im. Stefana Batorego

Karolina Noworolnik – „Manifest” – Teatr im. Stefana Batorego

Ach ten Batory, ach ten Manifest

„Ile u Was trwa ten cały festiwal? Boże, tyle pieniędzy, czasu, zbędnego poświecenia idzie na marne?”- usłyszałam kiedyś z ust mojej rówieśniczki z innego chorzowskiego liceum. Wtedy jeszcze chyba sama nie do końca rozumiałam fenomen dwutygodniowych starań. A potem było „Pante rhei”, inauguracja, kolejne zachwycające wystapienia wielu klas, zakończenie oraz…kolejna inauguracja. I nagle uświadomiłam sobie, że to już mój ostatni festiwal, gdy posiadam status uczennicy szkoły marzeń.

Na rozpoczęcie największego przedsięwzięcia Batorego szlam smutna  właśnie z tego powodu, a wyszłam – muszę przyznać – jeszcze bardziej zmartwiona. Bowiem widowisko, którym raczyli obdarzyć mnie najbardziej utalentowani drugoklasiści młodszego rocznika,  uświadomiło mi tylko, iż za półtora miesiąca magia Batorego opuści mnie w pewien sposób. Jednak duma z uczęszczania właśnie do tej szkoły jest ponad wszystko. A gdy siada się na chwiejącej, zielonej ławce przed sobą mając warstwowo leżący na sobie tłum na materacach, grzejącą lampę po lewej stronie, a dodatkowo z tylu napiera setka osób wręcz wpełzających na naszą, klimatyczną, małą scenę, uświadamia sobie człowiek, że najszybciej mijające na świecie i najlepiej wypełnione dni zwane festiwalem napędzają nasze życie całkiem sprawnie. Trzy lata mijają jak poranny bieg na 632 czy ściganie się na szkolną stołówkę ( nie mówcie, że zapomniałam zapłacić za obiad, a dzisiaj jest gyros?! ;o ). I z tej lekkiej refleksji wyrwał mnie dopiero głos rozpoczynający „Manifest”. I pomyślałam sobie patrząc na tych utalentowanych, młodych ludzi, że wnoszą oni do festiwalu tak wiele świeżości, dojrzałości, ale też misternego kunsztu aktorskiego, wokalnego itd., że nie sposób ubrać to w słowa. Symbolika mieszała się  z groteską, a wszystko wybrzmiewało na tak wysokim poziomie, iż warto zatrzymać ten obraz jeszcze długo pod powiekami. Podejrzewam, że od dzisiaj piosenka „Jola mu do, Jola się już seblekła” ma szansę na stanie się hymnem Batorego, a słynne w ostatnich tygodniach „Hej dziewczyno” powinno rozpoczynać każdy spektakl i w tych rytmach widzowie byliby zobowiązani tanecznym krokiem zajmować miejsca na widowni. Improwizacja jak widać może być konceptem na spektakl. Mało tego, gra aktorów była tak wyrównana, a tym samym na jakże profesjonalnym, wzbudzającym podziw poziomie, iż – parafrazując –  po spektaklu marzyłam o kupnie radia, którym operowała Franka i ubraniu wietnamskiego podkoszulka, gdy będę zasiadała przed „Tabalugą”. I z zachwytem malującym się na twarzy, przechodząc wśród znakomitych dekoracji podziemia, mijając – sprawdzającego stan naszych ścian- prof.Ogazę oraz w oddali widząc rude włoski prof.Olesia, zdążyłam zamienić słówko na temat swojej konferencji z potrafiącą wykonywać dziesięć czynności naraz prof.Pilch. Wychodząc minęłam grupkę dyskutujących absolwentów  ( Ich powroty! To dopiero świadczy o świetności Batorego!) , a ustalając godzinę spotkania w Focusie oraz odwzajemniając uśmiech osoby – dzięki której nawet kserowanie przynosi radość – spojrzałam jeszcze na biegających organizatorów festiwalu. I bez zbędnego rozczulania się, ale jednak z trochę przykrym uśmiechem stwierdziłam, że nikt nigdy nie dał mi tyle co ludzie, których tutaj poznałam, nikt nie nauczył  mnie tak wiele jak charyzmatyczni belfrowie Batorego i nigdzie nie widziałam takiego zaangażowania w przedsięwzięcia szkolne jak tutaj.

I troszkę odbiegłam od „Manifestu”, który chciałam ocenić, ale myślę, iż mój dość osobisty tekst mówi sam za siebie. Spektakl przywołał same najmilsze wspomnienia. Przypomniał, że dystans do siebie samego oraz rzeczywistości, która nas otacza jest znaczącą sprawa oraz spowodował, że dzięki takim występom nie chce się opuszczać murów tej szkoły. Puentując – dawno nie widziałam tak idealnie skondensowanego profesjonalizmu, talentu,  humoru i swobody, a właśnie  ta synteza pozwala mi tylko mieć nadzieję, że dwadzieścia pięć lat festiwalu to dopiero początek, a nasza szkoła będzie łapaczem wartościowych osób już do końca. Bo Batory przecież inaczej niż „bob budowniczy-niczego nie spierniczy!”

Karolina Noworolnik


Źródło: „Maseczka Teatralna”, nr 4, str. 10, 20/03/2014



X