Bartłomiej Kalinowski – „Terrarium” – Teatr Usta Usta Republika i grupa teatralna Wikingowie

Hodowla i obserwacja

Teatr Usta Usta Republika przyzwyczaił już swoich widzów do tego, że na ich spektakle nie wchodzi się bezkarnie. I na ten przykład odbiorca w „Driver” (2001) przemierzał prawdziwą taksówką różne punkty miasta w godzinach nocnych, a w „Procesach” (2015) zasiadał na teatralnej ławie oskarżonych. Tym razem formacja postanowiła połączyć siły z grupą teatralną Wikingowie. Podczas zwiedzania „Terrarium” zastanawiałem się, na ile my – widzowie jesteśmy w ogóle chętni do współuczestnictwa w tego typu działaniach?

Towarzyskie rozmowy na parterze zachodniej części Zamku zostają przerwane, gdy na schodach pojawia się ubrany w czarny mundur mężczyzna.  Stanowczym tonem oznajmia nam, że zostaniemy podzieleni na kilka grup. Od tego momentu widzowie zostają sprowadzeni do roli gadów, płazów i mięczaków. Dzieląc egzystencję drugiej grupy organizmów, idę posłusznie za strażnikiem tego szczelnie zamkniętego świata. Mężczyzna co chwilę nas pogania, nadaje rytm marszu oraz przypomina o zakazie rozmów między sobą. Wchodzimy do jednego z zamkowych holów. Wygląda na to, że trafiamy na gremialno-plenarne spotkanie przedstawicieli poszczególnych gatunków zamieszkujących „Terrarium”.  Od tej pory nasz dalszy los uzależniony jest od  tężaków, otoczaków, snuji oraz bladawców.

Spotkaniu przewodniczy strojnie ubrany reprezentant tej ostatniej grupy organizmów. Pozostali nie będą  wyróżniać się już taką szykownością. Wnet okazuje się, że jesteśmy kandydatami do zamieszkania tytułowego „Terrarium”. Pomiędzy poszczególnymi gatunkami zwierząt wybucha ostra dyskusja o tym, czy powinniśmy w ogóle zostać przyjęci do ich grona, kto powinien zamieszkać (tężak postuluje by były to wyłącznie zdrowe kobiety) i na jakich warunkach. Chociaż otoczak przywołuje polskie przysłowie „Gość w dom, Bóg w dom”, to jest zagłuszony przez pozostałych. Powiedzmy sobie szczerze, nie jesteśmy mile widzianymi gośćmi. O wiele bliżej nam do uchodźców szukających schronienia w europejskim domu. Ale dlaczego w tej całej wymianie zdań milczmy? Bo to jest teatr i trzeba siedzieć cicho? Zgodnie z wcześniejszym podziałem na grupy, rozpoczynamy zwiedzanie poszczególnych grup społecznych zamieszkujących pomieszczenia CK Zamek. Wszystko po to, aby dostosować się do nowych warunków środowiskowych.

W pierwszej kolejności wkraczamy do królestwa snuji. W ciemnej przestrzeni wypełnionej dymem, dostrzegam świetlną instalację złożoną z mnóstwa nitek czy też linek. Podświetlona na jaskrawe kolory materia, całkowicie skupia moją uwagę. Tak bardzo, że niezbyt interesuje mnie  dialog powadzony pomiędzy dwojgiem przedstawicieli tego gatunku. Przyznam, że nawet nie pamiętam czego on dotyczył. Następnie pod czujnym okiem jednego z więźniów przechodzimy do kolejnej sali zabytkowego Zamku. A tam, zaskakująco przyjaźnie wita nas małżeństwo biedronek. Zachowanie płci pięknej wcielającej się w rolę właścicielki firmy cateringowej, przypomina bardziej postawę rozkrzyczanej „baby z targu”, niż poważnej bizneswomen. Tutaj też ujawnia się najdobitniej nasza sytuacja – emigrantów. Otrzymujemy, bowiem  propozycję pracy „od świtu, do zakończenia pracy” z możliwością jednego dnia wolnego w ciągu roku. Co jest zapłatą? Bulwy ziemniaków. Są one zresztą porozrzucane po całej sali.  Żeby nie próżnować, każdy z nas zostaje od razu zagoniony do pracy. Dostajemy obieraczkę i zaczynamy obierać sławetne pyry. Działanie zostaje przerwane, gdy do sali wchodzi jeden z tężaków. Agresywnym tonem każe nam wyjść oraz udać się w dalszą wędrówkę.

Posłuszni nakazom wychodzimy i kierujemy się w stronę następnej sali. Dotarłszy do celu widzimy metalową klatkę, wewnątrz której postawnej budowy mężczyzna szykuje się chyba do walki. Przez przypadek zaburzam rytm podchodzenia do klatki, za co otrzymuję od jednego z tężaków słowną naganę. Szybko poprawiam swój błąd i przechodzę na wyznaczoną dla mnie stronę. Okazało się, że tym razem trafiliśmy do skrajnie nacjonalistycznego i rasistowskiego świata. Wykrzykiwane co rusz przez tężaków kibolskie hasła, oscylują wokół takich treści jak: „chłopak i dziewczyna, to normalna rodzina”. Chociaż widzów jest więcej niż agresorów, to z uległością wchodzimy do klatki i jesteśmy w niej zamknięci. Muszę ponadto przyznać, że to właśnie ten mikroświat ze wszystkich innych przedstawionych w spektaklu, zrobił na mnie największe wrażenie. Choć może słowo „wrażenie” nie jest w tym przypadku właściwe. Przedstawiona w tej sali rzeczywistość,  przypominała współczesne  nastroje społeczne panujące w naszym kraju.

Ostatnim punktem, który zwiedzamy w Terrarium jest świat bladawców. Na środku sali kominkowej, rozmieszczona została duża plansza do gry w szachy. Jeden z przedstawicieli tego gatunku każe nam odliczyć do dwóch. Spośród jedynek mężczyzna wybiera osoby, które mają stać się figurami w tej grze śmierci.  Elegancki bladawiec z niezwykłą erudycją omawia poszczególne ruchy, dając tym samym świadectwo najróżniejszych intryg i podstępów świata „Terrarium”.  Po szach-mat, organizm żegna nas ironicznym stwierdzeniem, że przecież ostatni będą pierwszymi.

Po zwiedzeniu już wszystkich królestw organizmów, wracamy do sali gremialnej. Niestety końcowe posiedzenie zostaje przerwane. Pośród krzyków snuji, tężaków, otoczaków i bladawców wyrażających swoje niezadowolenie z naszej obecności, opuszczamy pośpiesznie CK Zamek.

Tym co poruszyło mnie najbardziej podczas zwiedzania „Terrarium” nie były  poszczególne „sceny”, ale to co działo się „pomiędzy” nimi.  Pełne pośpiechu przechodzenie od jednej sali do drugiej, umożliwiało mi podglądanie innych grup – imigrantów. Korytarze zamkowe okazały się być jedynym miejscem, w którym mogliśmy się ponownie zobaczyć (pomimo surowego zakazu wymiany spojrzeń). Tym samym twarz innego widza, odbijała moją własną teatralną sytuację. Po wyjściu z CK Zamek zastanawiałem się, dlaczego tak łatwo poddaliśmy się opresji aktorów? Tu przypomniała mi się moja niegdysiejsza wizja „Teatru Widza”. Takiego, który w przeciwieństwie do dwudziestowiecznych eksperymentów teatralnych mających na celu włączyć odbiorcę w działania sceniczne – nie wychodzi od inicjatywy twórców, ale właśnie od samych widzów. Najbardziej zbliżonym przykładem tego modelu funkcjonowania widza w teatrze, byłby zapewne spektakl pt. „Paradais Now” The Living Theater. Na wcześniej postawione pytanie nie zdołałem znaleźć odpowiedzi. Powodów braku reakcji z naszej strony mogło być  naprawdę  wiele. Od poczucia teatralnej konwencji poza której ramy nie powinniśmy wychodzić, aż po brak emocjonalnego wczucia się w teatralną iluzję. Jak jednak podpowiada mi intuicja, przyczyna leży o wiele głębiej i jest ona związana z naszym ogólnym funkcjonowaniem w społeczeństwie. O tym kiedy indziej.

Bartłomiej Kalinowski


Terrarium
Teatr Usta Usta Republika i grupa teatralna Wikingowie

premiera: 25.11.2016

Reżyseria: Wojciech Wiński
Scenariusz: Ewa Kaczmarek, Wojciech Wiński
Kostiumy: Idalia Mantas
Muzyka: Adam Brzozowski
Aktorzy (grupa Wikingowie): Leszek Furmanek, Marek Kwieciński, Przemek Kropiński, Zbyszek Krakowski
Aktorzy (grupa Usta Usta): Ewa Kaczmarek, Roman Andrzejewski, Marcin Głowiński, Artur Śledzianowski, Mikołaj Podworny, Grzegorz Ciemnoczołowski, Przemysław Zbroszczyk, Dominik Złotkowski



X