Agnieszka Bresler – „Wielogłos na dotyk, śpiew i płeć”

Agnieszka Bresler – „Wielogłos na dotyk, śpiew i płeć”

Wielogłos na dotyk, śpiew i płeć

– (AB) Jak rozumiecie to słowo „wielogłos”?
– Wiele osób.
– Kilka głosów.
– Wiele zdań.
– W wielogłosie musi być harmonia.

Poczekalnia w bramie Zakładu Karnego w Krzywańcu. Wspominam swoje dotychczasowe, sporadyczne wizyty na oddziale męskim: rozmowy z osadzonymi w pracowni malarskiej, ich próbę „Kopciuszka” w świetlicy, samotne czekanie w gabinecie kapitan Ewy i nasłuchiwanie dźwięków dobiegających zza żelaznych drzwi. Raz jeszcze powtarzam sobie w głowie, że dobrze robię, że to wcale nie tak, że o męskości rozmawiać z mężczyznami może tylko inny mężczyzna. Strażnik uśmiecha się do mnie szczerze i szeroko, najwyraźniej uradowany, że pandemia nie ukróciła żywota artystycznym działaniom: „O, a pani znowu u nas! Co tym razem robicie?”. Jeszcze nie umiem przyznać, że tym razem rozmawiamy z chłopakami z „zamka” o równouprawnieniu i śpiewamy portugalskie pieśni, więc mówię tylko „no jak to co? Teatr, zawsze teatr.”

Wchodzą pewnym krokiem. Głośni, pewni siebie, wytatuowani, wyszczerbieni, w jednolitej zieleni. Patrzą nieufnie na ustawione na samym środku sali widzeń idealne kółko z krzeseł i dwie młode kobiety, które w nim siedzą. No tak, znowu jakaś durna terapia, wkręcili ich w to podstępem… Wiem, że pierwszych kilka minut jest kluczowych. Czy kupią moje, tak tu przecież niespotykane, niewyobrażalne wręcz pomiędzy tymi z „wewnątrz” i z „zewnątrz”, z dwóch stron barykady, „przejdźmy na ty”? Przedstawiamy się sobie, patrzę im prosto w oczy, nie kryję własnego zdenerwowania. Są zaskoczeni. Stanowią silny front, czują, że mają nade mną przewagę, a ja wcale nie próbuję im jej odebrać. Opowiadam o sobie, o swojej pracy, tłumaczę, dlaczego tu jestem. Onieśmieleni, zgadzają się spróbować. Spisujemy kontrakt, odsuwamy krzesła, pozwalamy sobie jeszcze na żart lub dwa. I zaczynamy harmonizować. Oczy otwierają im się ze zdumienia. „To my wytwarzamy ten dźwięk?!”

– (AB) Jak się czujecie po tym eksperymencie muzycznym?
– Wiadomo, na samym początku trzeba było przełamać może nie tyle swoje bariery, co wstyd przed kolegami.
– Ja normalnie wszystkich chyba teraz kocham.
– Przez chwilę jak nie w pudle.
– Ja bym chciał się już zawsze tak czuć jak teraz.

Strażnik wraca po umówionych dwóch godzinach. W rozpisce miałam trzy, ale zdenerwowanie wzięło górę, zobaczyłam grupę i pomyślałam, że nie mam szans zrealizować pełnego planu na ten dzień. Strażnik stoi w drzwiach, niepewny, widać, że walczy ze zrozumieniem radosnego gwaru, który zastał na sali. Mówię mu z uśmiechem, że świetnie nam się śpiewa i jednak prosimy o tę dodatkową godzinę, bo właśnie zaczynamy pisać indywidualne protesty.

Oddaję im scenę, zagrzewam do boju już tylko z kulis, wzruszam się, patrząc, jak znajdują w sobie odwagę, by wyjść na środek, jak wzajemnie nagradzają się za nią brawami. „Protestuję przeciwko stygmatyzacji człowieka”. „Walczę o prawo do zakładania rodziny dla osób z zespołem Downa”. „Sprzeciwiam się alienacji rodzicielskiej”. „Najważniejsze jest środowisko”. Wstrzymuję oddech, by niczym nie zakłócić tej chwili. Dzieje się.

– To, że ktoś siedzi w więzieniu i popełnił przestępstwa i w ogóle, to nie znaczy, że ktoś nie jest wrażliwy.

Drugiego dnia wchodzę do więzienia lekkim krokiem. Dziś będziemy tańczyć capoeirę. Przychodzą w sportowych strojach, już od progu widać, że rozpiera ich energia. Przyznają, że spędzili cały poprzedni wieczór nucąc pod nosem melodię naszej pieśni, że próbowali uczyć się na pamięć jej trudnych portugalskich słów. Pytam, kto chciałby być solistą i prowadzić pieśń. Zgłaszają się wszyscy. Śpiewają więc po kolei, nie poddają się nawet, gdy w głosy wkrada im się fałsz. Co ważniejsze – nie wyśmiewają siebie nawzajem. Możemy zacząć tańczyć. Na koniec dnia bolą nas wszystkich policzki ze śmiechu. Siadamy, by porozmawiać o płci. Piszemy Kodeks Supermena.

– Samiec alfa.
– (AB) To jaki to jest?
– Taki szeryf.
– (AB) On się czegoś boi w ogóle?
– Samego siebie. I ewentualnie pająków.
– (AB) A myślicie, że na poziomie emocji mężczyzna i kobieta się jakoś różnią biologicznie, że mężczyźni mniej czują niż kobiety?
– Nie, nie, nie.
– Czasem mi się wydaje, że więcej właśnie!
– Mniej okazują.
– Nie okazują, bo ogólnie to facetowi nie przystoi. Dlatego kobieta jest silniejsza od faceta.
– Nie, ale facet też normalnie jest, że się wzrusza, że płacze. To jest normalna sprawa.
– Jeśli się nie wstydzi.

Następnego dnia zaczynam od masaży. Dwóch nie chce brać udziału, nie mogą znaleźć w sobie zgody na dotyk. Nie naciskam. Obserwuję ich kątem oka w trakcie, widać, że im żal, że chcieliby dać sobie pozwolenie, ale zbyt mocno się boją. To, że pozostała ósemka się zgadza, jest ogromną wartością. Przeprowadzam ich przez kolejne etapy. W trakcie sporo żartuję, żeby pozwolić im przez śmiech rozładować napięcie. Potem jemy śliwki, jest Dzień Chłopaka. Mówią nam, ile lat minęło, odkąd ostatnio jedli śliwkę.

Marcin wpada na zajęcia spóźniony, zziajany, już myślał, że po niego nie przyjdą. Opowiada nam, że w drodze do nas spotkał na „peronce” kumpla z oddziału, który z wyrazem niedowierzania na twarzy krzyknął: „co wy tam ku*** robicie, wy śpiewacie?!”, a Marcin wyprężył dumnie pierś i z szerokim uśmiechem na ustach odkrzyknął mu „No!”. Całe więzienie wie już, że śpiewamy. Naszą pieśń capoeiry słyszeli (i niechybnie sami się już pewnie nauczyli) inni osadzeni, strażnicy, wychowawcy. Pytają o to, odprowadzając nas do bramy. Nie dowierzają. „Jak wyście ich zmusiły do śpiewania?!”

W połowie tego dnia jeden się wyłamuje. Boi się zostać wykorzystany, życie zbyt wiele razy już go rozczarowało, by mógł nam teraz tak łatwo zaufać. Zaczyna kwestionować nasze intencje, uderza w feminizm, prawie nas obraża. Chcę się bronić, wykrzyczeć mu w nos, że jest niewdzięczny, że wcale nie muszę tu z nim siedzieć, że mam lepsze rzeczy do roboty niż pochylać się nad jego butą. Milczę. Zamieniam się w słuch. W grupie zaczyna wrzeć. Jeden po drugim stają w obronie, nie tylko nas, ale istoty feminizmu. Tłumaczą buntownikowi, że równouprawnienie działa w dwie strony, że walka o ich prawo do bycia ojcem, o nieodbieranie im z automatu praw rodzicielskich, jest tą samą walką. Naszą wspólną sprawą. Skracamy część przeznaczoną na warsztatowe rozmowy, żeby obejrzeć moje wystąpienie na TEDx z 2019 roku pod tytułem „Zbrodnia, kara a człowiek. Teatr, który burzy mury i zdejmuje maski”. Na twarzach napięcie i ulga. Ostatnie bastiony nieufności i rezerwy padają w gruzach.

– (AB) A czy mężczyzna może być feministą?
– No myślę, że tak.
– Że chciałby być kobietą, tak?
– Nie, że walczy o równouprawnienie. To tak jak ja jestem. Tak naprawdę walczę o to, żeby zmieniać dzieciakowi pampersa, walczę o to, żeby chodzić z nim do lekarza, walczę o to, żeby tulić go do snu, walczę o to, żeby budzić się przy nim, żeby czuć jego problem i czuć jego radość. Walczę o takie proste rzeczy, do których według społeczeństwa na dzień dzisiejszy przystosowana jest tylko i wyłącznie kobieta.
– (AB) I dla mnie to jest tak naprawdę definicja równouprawnienia. Chciałabym, żeby mężczyźni mieli równe prawa rodzicielskie.
– (AB) Co wam się najlepszego przydarzyło w życiu, bo jesteście facetami?
– Ojcostwo.
– (AB) A czy jest coś, co by wam się nie przydarzyło w życiu, gdybyście byli kobietami?
– Nie trafiłbym do więzienia.
– Nie dostałbym dożywocia.
– No.

Robię im portrety. Stają po kolei w świetle promieni słonecznych padających zza okratowanej szyby okna kaplicy. Przyznaję szczerze, że niewiele wiem o fotografii, więc muszą dać mi czas. Proszę każdego z nich o uśmiech do obiektywu, o wdech i wydech. Z ich twarzy z każdym kolejnym cyknięciem opadają maski bojowości i niewzruszenia. W obiektyw patrzą ufne, miękkie twarze chłopców, oddarte z wyrzutów sumienia, krzywd i win. Wyślą te portrety w prezencie rodzinom, dziewczynom, powieszą nad pryczą w celi. Będą wspomnieniem intymnej rozmowy, którą w tym momencie odbywamy. Wspomnieniem spotkania.

Gram „Kobietostan. Chór na jedną aktorkę”. Po kilku minutach spektaklu przerywa nam strażnik, wchodzi na salę i nieznoszącym sprzeciwu głosem wzywa dwóch chłopaków na badania lekarskie. Nie chcą iść, przecież są właśnie w teatrze. Nigdy w nim nie byli! Mówią mi „Agnieszka, graj dalej, my raz dwa wrócimy, wejdziemy po cichu”. Gram dalej. Bez scenografii, świateł, projekcji. Widzę z bliska ich skupione oczy, czuję wstrzymane oddechy, dzieli mnie od nich przestrzeń dwóch metrów i rząd kobiecych portretów, rozłożony przed ich stopami. Słowami spektaklu opowiadam im historie kobiecego wykluczenia, opresji, nierówności, przemocy. „Jak się urodzi córka, to nie masz co się w domu na oczy pokazywać”. Nie śmieją się z seksistowskich kawałów. Odwracają wzrok z zażenowaniem, przełykają ślinę. Po 60 minutach kończę spektakl wyczerpana, zachrypnięta, myślę sobie, że musiało mnie słyszeć całe więzienie. Na sali głęboka cisza.

– Ja to pierwszy raz mam do czynienia z teatrem w ogóle i tak mnie to trzasnęło, że ja w szoku jestem do tej pory. Siedzę i nie wiem, co powiedzieć.
– Nie wiem co myślę, mogę tylko powiedzieć, co odczułem
– Tak samo my możemy świat zmienić, nie tylko wy, kobiety. Ja tak to odebrałem.

Martyna przejmuje pałeczkę, zaczyna zadawać długo odkładane pytania. Chłopacy żartują, że przez poprzednie trzy dni ostrzyła sobie na nich zęby. Lawiny słów i emocji nie da się już powstrzymać. Przemek dzieli się wspomnieniami z narodzin swoich dzieci. Robert opowiada o samotnym wychowywaniu syna. Karol przyznaje, że źle traktował swoją dziewczynę. Martyna pyta o ludzką solidarność, wychodzi poza binaryzmy i konstrukty płci. Przemkowi w rozpędzie do czasownika liczby mnogiej wkrada się żeńska końcówka. „Śpiewałyśmy!” Na sali śmiech. „Feminizm, feminizm, my też jesteśmy feministami!”

Ciężko nam się rozstać. Miłosz, skazany na dożywocie, mówi, że pierwszy raz od lat poczuł się w tych dniach jak człowiek, a nie mebel na wyposażeniu zakładu. Robert rzuca pół żartem pół serio, że odwoła swoje podanie o przedterminowe zwolnienie pod nadzorem, jeśli przyjedziemy znowu i będą kolejne zajęcia. Kacper zapisuje sobie nazwę Kolektywu, zadzwoni do domu i powie im, żeby obejrzeli tego TEDx-a. Obiecuję, że wrócimy. Nagramy razem słuchowisko i puścimy je przez radiowęzeł na całe więzienie. Będziemy w nim śpiewać o miękkości, dotyku i bez-płci.

– (AB) To jest dla mnie największą siłą teatru, że ludzie się spotykają tu i teraz i to, co się dzisiaj dzieje ma znaczenie, dużo ważniejsze niż cała reszta.


Wszystkie cytaty pochodzą z rozmów z mężczyznami osadzonymi w Zakładzie Karnym w Krzywańcu prowadzonych przez Agnieszkę Bresler i Martynę Dębowską we wrześniu 2020 roku w ramach projektu „Wielogłos o płci (brzydkiej)”. Przedsięwzięcie to zrealizowano ze środków pochodzących ze stypendium Miasta Wrocławia przyznanemu Agnieszce Bresler w 2020 roku.

Wszystkie imiona męskie zostały zmienione w celu zachowania anonimowości rozmówców.

Prace nad projektem śledzić można na fanpejdżu Kolektywu Kobietostan

 

Agnieszka Bresler – aktorka, reżyserka i działaczka społeczna. Laureatka nagrody 30 Kreatywnych Wrocławia w kategorii Sztuka/Design w roku 2018 za swoją działalność artystyczno-społeczną. Absolwentka studiów aktorskich MA Acting na Manchester Metropolitan University w Anglii oraz kierunku Physical Theatre Practice w Adam Smith College w Szkocji. W latach 2012 – 2017 współtworzyła wrocławską Fundację Jubilo, prowadząc działania teatralne skierowane do osób zagrożonych wykluczeniem społecznym, w tym długoletni projekt Odkluczanie w Zakładzie Karnym Nr 1 we Wrocławiu. W 2016 zainicjowała działalność Kolektywu Kobietostan, który kieruje swoje artystyczne działania do kobiet wykluczonych społecznie, mieszkanek zakładów karnych czy schronisk dla bezdomnych kobiet. Za dwie z produkcji Kolektywu – monodram „Kobietostan. Chór na jedną aktorkę” oraz spektakl „Maria K.” z udziałem kobiet z Zakładu Karnego w Krzywańcu – otrzymała w 2019 roku nominację do nagrody WARTO Gazety Wyborczej. Stypendystka Prezydenta Miasta Wrocławia w roku 2020 na projekt „Wielogłos o płci (brzydkiej)”, który realizuje z mężczyznami osadzonymi na terenie Zakładu Karnego w Krzywańcu. Od 2019 prezeska Stowarzyszenia Kolektyw Kobietostan. W swojej pracy postrzega i wykorzystuje teatr jako narzędzie zmiany społecznej.

 


AB – we wszystkich cytatach z rozmów: Agnieszka Bresler

zamek –  (gwara więzienna) oddział zamknięty zakładu karnego, charakteryzujący się największymi restrykcjami (w odróżnieniu od oddziału otwartego czy pół-otwartego)

peronka – (gwara więzienna) korytarz więzienny



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


X