Kwiat między płytami chodnika. O Teatrze Realistycznym ze Skierniewic

Kwiat między płytami chodnika. O Teatrze Realistycznym ze Skierniewic

Skierniewice leżą na trasie kolejowej Łódź – Warszawa. Zabytkowy rynek, trochę bloków, tu i ówdzie Żabka w sąsiedztwie zakładu fryzjerskiego. Jeśli miasteczko jest z czegoś słynne, to być może z nieudanej próby samobójczej Stanisława Wokulskiego, która z woli Bolesława Prusa miała miejsce właśnie tutaj. Upamiętnia to okolicznościowy pomnik.

Opuszczając dworzec, warto przejść na ukos przez niewielki skwer, skręcić w prawo w ulicę Lelewela, minąć Tesco i po paru krokach znaleźć się na ulicy Reymonta. Po prawej ukaże nam się dom kultury. Obchodząc go, znajdziemy się na piaszczystym placyku przy starej rampie załadunkowej. W pogodne dni pod pobliską wierzbą stoi kanapa i kilka foteli. Na budynku widnieje namalowany napis: PLAC TEATRALNY. Szyld umieszczony nad drzwiami wejściowymi głosi: TEATR REALISTYCZNY. Jeśli będziemy mieli szczęście, może uda nam się trafić na spektakl.

Podobno historia Teatru Realistycznego sięga roku 1995, kiedy to w skierniewickim domu kultury odbywały się warsztaty teatralne prowadzone przez aktora Teatru Studio – Grzegorza Emanuela i jego kolegę ze studiów – Krzysztofa Ibisza (sic!). Młodzi aktorzy przygotowali Serenadę Sławomira Mrożka. Spektakl został zagrany dla publiczności złożonej ze szkolnych przyjaciół wykonawców oraz pewnego psa, który regularnie przechodził przez scenę.

Wśród uczestników warsztatów znalazł się 27-letni wówczas Robert Paluchowski – punk, poeta, wokalista, autor tekstów, lider zespołu muzycznego o dość specyficznej nazwie Smętne Fiuty, z wykształcenia ślusarz. Zaintrygowany możliwościami, jakie daje teatr, postanowił założyć własną grupę. Wspominał to w ten sposób: „Kiedyś poszliśmy z chłopakami z zespołu na Wojewódzki Przegląd Teatrów. Siedzieliśmy, patrzyliśmy i w ogóle nie mogliśmy uwierzyć, że ktoś, kto się zajmuje tym na stałe, może to robić tak źle. Wynudziliśmy się na tym festiwalu i pomyśleliśmy sobie, że jak chcemy mieć fajny teatr, to musimy go sobie sami zrobić. No i zrobiliśmy. Wystąpiliśmy na najbliższym przeglądzie i dostaliśmy nagrodę za Wybuch spontaniczności, czym byliśmy mocno przestraszeni, bo jeszcze nie wiedzieliśmy, co się robi z nagrodami teatralnymi, więc na szybko postanowiliśmy całą przechlać”.1

Nazwa „Teatr Realistyczny” powstała spontanicznie podczas wypełniania zgłoszenia na festiwal i była ironicznym autokomentarzem. Realizm psychologiczny w grze aktorskiej i prawdopodobieństwo zdarzeń scenicznych nie leżały w obrębie zainteresowań Paluchowskiego.

Pierwszym jego spektaklem był Rozporek. Przedstawienie opowiadało o zmagającym się z niemocą twórczą dramatopisarzu, który jest wykorzystywany seksualnie kolejno przez Melpomenę, dyrektora teatru, reżysera, aktora i postać ze swojej nieukończonej sztuki. Widownią prapremierowego wykonania zostali uczniowie skierniewickiego liceum, którzy w ramach zajęć przyszli do kina Polonez na projekcję ekranizacji Procesu Franza Kafki. Kolejne produkcje to Malakogamia, czyli nieprzewidywalna rzadkość (termin użyty w tytule oznacza zapylanie kwiatów przez ślimaki; zjawisko to nie zostało potwierdzone naukowo), Jasne światełko na końcu tunelu, autorski monodram Z archiwum X. Dla Teatru Realistycznego charakterystyczne były drapieżne scenariusze, intensywna plastyka, projekcje, światła stroboskopowe. Szukając aktorów, Paluchowski rozglądał się za ludźmi o charakterystycznym wyglądzie. I tak np. w Trylogii drobiowej wystąpili bliźniacy Jacek i Witek Kurczyńscy. Spektakl opowiadał o ludziach, którzy „zbyt często przypominają drób, łażąc bez sensu i skubiąc, co popadnie”. Podczas występów w Warszawie widzowie mogli przeczytać taką informację: „Inspirację dla tej realizacji stanowiła dewaluacja systemów wartości i absurdalne nagromadzenie idiotyzmów atakujących nasze zmysły ze wszystkich stron, a nijak nie dających się wytłumaczyć. Jak sama nazwa wskazuje, opowiada o mięsie (konkretnie drobiu – raczej mentalnym), wpisując się tym samym w chlubne tradycje naszego teatru i dlatego obowiązuje całkowity zakaz wstępu na salę dla słabiaków i wegetarian”2.

Wydaje się, że od początku działalności Realistycznego jego znakiem rozpoznawczym było pomieszanie groteski w formie z kontestacją w treści, co jest typowe dla estetyki punku. Czasem w danym projekcie na pierwszy plan wysuwał się jakiś problem, jak np. w Zaćmieniach i przebłyskach – spektaklu o domowej przemocy, czasem zaś przewagę miały absurdalne pomysły inscenizacyjne, chociażby w Na bosaka na widowisko. W publikacji wydanej na 18-lecie Teatru znajduje się cytat z listu wysłanego do redakcji „Głosu Skierniewic i Okolicy”: „Przypadkiem zobaczyłam plakat, który mnie zaciekawił, i postanowiłam pójść na przedstawienie skierniewickiego Teatru Realistycznego pt. Na bosaka na widowisko. Dziwnym wydaje mi się fakt, że każdy z widzów spektaklu przed wejściem na widownię musiał zdjąć buty, a nawet skarpetki i rajstopy (jeżeli takowe posiadał). Nie zastanawiałam się nad tym i zdjęłam skarpetki. Inni zrobili podobnie, gdyż trzeba było przejść między czterema mnichami, którzy sprawdzali, czy zastosowaliśmy się do polecenia. Spektakl był interesujący i miał ciekawe tło muzyczne. Całość była jednak niespójna. Po zakończeniu spektaklu, przy wyjściu, wszyscy okazywali swoje numerki, odzyskiwali buty, jednak już bez skarpetek! Ludzie wpadli w popłoch, na dworze minusowa temperatura, a tu po skarpetkach ani widu, ani słychu! Od kogoś usłyszeliśmy, że reżyser zamierza z zabranych nam rzeczy zrobić wystawę (?!), zrezygnowaliśmy więc z dopominania się o nie, zresztą nie wiedzieliśmy nawet, gdzie się podziały. Ktoś stwierdził, że spektakl nie powinien nazywać się Na bosaka na widowisko, lecz Na bosaka z widowiska3.

Dzięki działalności Paluchowskiego Skierniewice zaistniały w świadomości środowiska teatrów alternatywnych. Spektakle Realistycznego oglądano na kilkudziesięciu (jeśli nie kilkuset) scenach i scenkach rozsianych po całej Polsce. Teatr zgarniał nagrody na festiwalach, a jeśli pomijany był w werdyktach, wzbudzało to żywe dyskusje. Liderowi zespołu udało się uzyskać od władz miasta pomieszczenia na opuszczonej rampie na tyłach domu kultury. Do dziś mieści się tu scena Realistycznego. Członkowie zespołu zajęli też pobliski pustostan i odtąd pomieszczenie to pod nazwą Kanciapa funkcjonuje jako miejsce spotkań po próbach i przedstawieniach.

Paluchowski z każdym rokiem rozwijał się coraz bardziej, dojrzewał jako artysta i działacz. Rozpoczął studia na Wydziale Wiedzy o Teatrze w warszawskiej Akademii Teatralnej. Zorganizował w Skierniewicach coroczny festiwal zespołów alternatywnych, początkowo pod ironiczną nazwą Festiwalu Komedii Hi!Hi!Hi!, później przemianowany na Ogólnopolski Festiwal Teatralny Barbórka, wreszcie przechrzczony na Poszukiwanie Alternatywy. Kolejne edycje festiwalu ściągały do Skierniewic ludzi, którzy przez kilka dni chcieli żyć teatrem, oglądać spektakle, dyskutować, wspólnie się bawić. Aby zachęcić mieszkańców Skierniewic do udziału w imprezie, Paluchowski sprowadzał także przedstawienia plenerowe. Chciał dotrzeć do ludzi, którzy z własnej inicjatywy nigdy nie poszliby do teatru. Wielkim wydarzeniem był występ na skierniewickim rynku w 2011 roku Teatru Ósmego Dnia ze spektaklem Arka. Monumentalne widowisko, podczas którego wykorzystywano żywy ogień i olbrzymie, ruchome platformy, zrobił na mieszkańcach niesamowite wrażenie.

Inna inicjatywa Realistycznego to Plantacje – regularne i darmowe zajęcia teatralne dla młodzieży, które kończą się powstaniem spektaklu. Efektem pracy jednej z Plantacji było Jak być dobrym Indianinem na podstawie eseju Umberto Eco. Tekst włoskiego pisarza ośmieszał schematyczną fabułę amerykańskich westernów, w której pełniący funkcję czarnych charakterów Indianie musieli stosować się do szeregu zasad uzasadniających konieczność strzelania do nich przez głównych bohaterów. Czerwonoskórzy stali się dla Paluchowskiego metaforą współczesnych ludzi, którzy także z jakiegoś powodu żyją zgodnie z absurdalnymi regułami. Ważnym rekwizytem był włączony telewizor. Indianie kąpali się w jego blasku, wybielając kolor swojej skóry i upodabniając się do Europejczyków. W finale urządzenie zostawało roztrzaskane kijem baseballowym. Spektakl wygrał m.in. Festiwal Sztuki Teatru w Rybniku i dał okazję młodym ludziom z Plantacji do zjeżdżenia sporej części kraju i poznania wielu innych grup teatralnych.

Jednym z największych sukcesów Paluchowskiego był zrealizowany w 2007 roku monodram pod tytułem Mc Gyver Paluchosky & end. Próby do spektaklu odbywały się w budynku dawnej kotłowni. Aktor i reżyser w jednej osobie nie wpuszczał nikogo na próby. Pracując wyłącznie ze sobą, tworzył intymną opowieść o swoim rozumieniu polskości i patriotyzmu. Przy pierwszym pokazie gotowego spektaklu, kiedy na widowni zasiadła tylko jedna osoba, był zawstydzony i niepewny efektów swojej pracy. Niepotrzebnie. Mc Gyverem udało mu się zwyciężyć na festiwalu Windowisko w gdańskim teatrze Miniatura, a także na Łódzkich Spotkaniach Teatralnych.

Robert Paluchowski zmarł na raka w 2012 roku, w czasie kiedy walczył o utworzenie Federacji Teatrów Alternatywnych – struktury mającej wspierać i integrować środowisko teatrów alternatywnych w Polsce. Jego nagła śmierć dla wielu była szokiem. Ewa Wójciak w wywiadzie udzielonym Adamowi Drozdowskiemu (Nieustająca troska, „Teatr” 6/2013) powiedziała: „Tak sobie myślę, że Robek ciągle ma wielką siłę promieniowania. Był po prostu niezastępowalną postacią. Straszne to kurewstwo, ta jego śmierć. Jedna z gorszych chwil w moim życiu. Bliskich ludzi i przyjaciół już trochę straciłam, ale to była jedna z bardziej znaczących strat. Bardzo go brakuje…”

W momencie jego śmierci w zespole było pięć młodych dziewczyn: Ilona Paluchowska, Iwona Konecka, Anna Sadowska, Katarzyna Chojecka i Katarzyna Pągowska. Nazywane Frakcją żeńską Teatru Realistycznego, mające na koncie już kilka spektakli, jak np. Jestem na podstawie tekstów Wojaczka i Białoszewskiego, postanowiły kontynuować działalność. Stała się rzecz niespotykana – udało im się. Bez nowego lidera, demokratycznie i wspólnotowo dały dwie kolejne premiery: Punkowe centrum poezji Paluch – spektakl na podstawie tekstów Paluchowskiego i Manifest – ich osobisty obraz codzienności. Tym ostatnim przedstawieniem opowiedziały o poszukiwaniu bezpieczeństwa, trudnościach z wchodzeniem w bliskie relacje z ludźmi, wątpliwościach związanych z pracą w teatrze, codziennych kłopotach. Ich narracja jest szczególnie bliska widzom, którzy przyszli na świat w okolicach Transformacji, a teraz mieszkają w wynajętych klitkach i usiłują znaleźć pracę płatną lepiej niż 8 zł za godzinę.

Układ tekstów, montaż scen, reżyseria, kostiumy, scenografia – wszystko jest efektem wspólnej pracy zespołu. Jego charakterystyczną cechą są używane środki aktorskie. Elementy składające się na warsztat dziewczyn to spuścizna po latach pracy z Paluchowskim, który twórczo i krytycznie korzystał z języka wykształconego przez polską alternatywę, oraz mieszanina indywidualnych doświadczeń. Elementy tańca współczesnego mieszają się z gardzienicką akrobatyką, podawanie tekstu rodem z ruchu recytatorskiego z chwytami typowymi dla stand-upów. Każda opanowana umiejętność okazuje się przydatna i twórczo wykorzystana. Spektakle, choć chropowate, zdają się spójne. Poszczególne sceny nie mają ani ciągłości fabularnej, ani formalnej, a jednak stanowią konsekwentną wypowiedź.

Teatr uruchomił kolejną Plantację, pierwszą, która nie miała kontaktu z Paluchowskim. Jego śmierć zmusiła dziewczyny, zwłaszcza Iwonę, która najczęściej pracowała z piątką plantacyjnych licealistów, do szybkiego przekształcenia się z wychowanków w wychowawców. Efektem tych starań była premiera Wychowu – przedstawienia opartego na tekstach uczestników. Warto przytoczyć fragment scenariusza, stworzonego przez Agnieszkę Dziudę: Ciągle na coś czekam, a dni uciekają mi jak piasek przez palce. Już mam dwa zęby mądrości. Pewnie wyrosną mi kolejne dwa, a ja nadal będę czekać – czekać, aż życie mnie zaskoczy, aż podejmie za mnie decyzje, aż posprząta za mnie szuflady z gratami zbieranymi przez osiemnaście lat. Staram się być rozsądna i rzeczy najmniej potrzebne układam w najdalszym kącie szuflady. Niestety, paradoksalnie to po nie sięgam najczęściej i znów jest bałagan4.

Aktorki z Realistycznego mówią, że nie prowadzą kółka teatralnego, nie chodzi im o to, żeby uczyć dykcji i ruchu scenicznego. Plantacja ma uczyć, że życie jest czymś więcej niż dopasowywaniem się do schematów, że żyje się dla wartości, w które się wierzy i o które trzeba walczyć.

W 2013 r. odbyła się kolejna edycja Poszukiwania Alternatywy, na którą ze swoimi spektaklami przyjechało kilkanaście zespołów, w tym Teatr Biuro Podróży, grające Carmen Funebre – imponujące widowisko plenerowe, które widzowie dzielnie obejrzeli do końca pomimo rzęsistego deszczu.

Rok w rok młodzież z Polski ściąga do Skierniewic na cykl warsztatów teatralnych Spotkajmy się w Skierniewicach. Przez kilka dni ludzie, którzy stawiają swoje pierwsze kroki w teatrze, uczą się od zaproszonych gości metod pracy na scenie. Anna Sadowska tak mówiła o tej imprezie: „Chciałyśmy ze sobą spotkać młodych teatralnych ludzi z całej Polski. Myślę, że z tego spotkania wychodzą wartościowe rzeczy, myślę, że ta młodzież będzie się spotykać w przyszłości przy wspólnych projektach. Będą ze sobą pracować i robić spektakle. Oni teraz pojadą z jakimś bagażem doświadczeń i jakimiś znajomościami do siebie, do swoich miejscowości i myślę, że to odmieni ich patrzenie na teatr”5.

Katarzyna Pągowska pisała z kolei: „To jest jak złoty strzał. Ja przed przyjazdem tych ludzi wiedziałam, że dla wielu to będzie najlepszy weekend życia. I tak było. To jest taka kondensacja skrajnych emocji. Problem w tym, co zrobi się potem, na ile w ogóle coś się w życiu człowieka zmieni. Ale tu już im nie pomożemy. Przynajmniej nie jednorazową imprezą”6.

Inną inicjatywą Realistycznego był projekt Na podwórko! W maju i czerwcu 2013 r. dwa razy w tygodniu dzieci ze Skierniewic brały udział w darmowych warsztatach plastycznych, teatralnych, breakdance’owych, fotograficznych i bębniarskich. Można wyczuć w tym działaniu odpowiedzialność, jaką dziewczyny czują wobec społeczności, w której żyją.

Zdarza się czasami, że między betonowymi płytami chodnika wyrasta polny kwiat. Tysiące osób przechodzi obok rośliny i nie widzi jej. Tylko kilka par oczu przypadkowych przechodniów zatrzyma się na niezwykłym zjawisku. Podobnie jest z Teatrem Realistycznym. Większość nie wie o jego istnieniu. Dla pewnej mniejszości jednak miejsce to stało się ważne, bo pozwala popatrzeć na świat z niecodziennej perspektywy. Aktorkom Realistycznego nie jest łatwo. Teatr funkcjonuje jako fundacja. Pieniądze na działalność pochodzą z dotacji miasta, grantów, konkursów, festiwalowych nagród. Są okresy, kiedy można się z tego utrzymać, są jednak takie, kiedy trzeba dzielić swój czas między teatr i zarabianie. Ilona prowadzi w Skierniewicach sklep z używaną odzieżą, Iwona z Anną dorabiają w warszawskiej kawiarni, jedna z Katarzyn jest managerem w niemieckim koncernie produkującym klimatyzatory na rynek włoski, druga wyjeżdża do Danii, gdzie pomaga digitalizować archiwum Odin Teatret. W praktyce oznacza to, że jeśli Realistyczny ma funkcjonować, dziewczyny muszą pracować na dwa etaty. Poza próbami, wyjazdami, graniem spektakli, dużo czasu zabiera prowadzenie fundacji – pisanie projektów, śledzenie konkursów, rozmowy z urzędnikami. – „To nie jest hobby – mówiła Katarzyna Pągowska. – Wciąż się jeszcze musimy wiele nauczyć, ale nie jesteśmy amatorską grupą hobbystyczną. Teatr to jest nasze życie. Robimy w tym mieście kawał dobrej roboty”7.

Rok 2014 jest szczególnie przykry. Fundacja nie dostała dotacji z Ministerstwa Kultury na organizację tegorocznej edycji Poszukiwania Alternatywy. Niewielka kwota, którą urząd miasta wykłada na ten cel, nie pozwala na zrealizowanie ambitnych planów i sprowadzenie do Skierniewic, tak jak w poprzednich latach, kilkunastu zespołów. Planowano poszerzyć repertuar o przedstawienia lalkowe i spektakle teatrów tańca. Tymczasem bez wsparcia z Ministerstwa kształt imprezy znajduje się pod znakiem zapytania. Przykra jest także konieczność opuszczenia rampy. W następstwie kontroli Urzędu Nadzoru Budowlanego, który stwierdził zły stan budynku, miasto podjęło decyzję o wyburzeniu. Dziewczyny pożegnały się z siedzibą przy Placu Teatralnym performansem, w trakcie którego rozdawały widzom nagromadzone przez lata rekwizyty. Trzeba mieć nadzieję, że Realistyczny nie stanie się teatrem bezdomnym. Trwają rozmowy z władzami na temat nowej siedziby w dzielnicy Widok – sypialnej części miasta.

Dziewczyny mówią, że wchodzą w wiek, w którym zaczyna się potrzebować stabilizacji. Nie chodzi o wysokie zarobki, dorabianie się i stawianie domów z garażami na przedmieściach. Ich marzeniem jest po prostu znaleźć się w sytuacji, w której cały swój czas mogłyby poświęcić Teatrowi. Potrzebują wsparcia, ludzi, którzy zapewnią je, że są na właściwym miejscu i robią właściwe rzeczy. Mogłyby rozwiązać teatr, skończyć 19-letnią tradycję, rozjechać się każda w swoją stronę. Ale co zyska świat na kilku kolejnych pracujących osiem godzin dziennie i spłacających kredyty jednostkach? Jeżeli, nie daj Boże, Teatr Realistyczny zniknąłby ze Skierniewic, dowiedziałaby się o tym niewielka część mieszkańców. A jednak wszyscy straciliby coś niezwykle cennego.

Jakub Kasprzak

1   https://www.youtube.com/watch?v=dPfb2ETSJ3I [dostęp: 27.04.2014].

2   http://cojestgrane.pl/polska/mazowieckie/warszawa/wydarzenie/e4j/trylogia-drobiowa-v.-3.1/bylo [dostęp: 27.04.2014].

3   Teatr realistyczny 1995–2013, red. I. Konecka, Skierniewice 2013, s. 22.

4   Tamże, s. 48.

5   https://www.youtube.com/watch?v=i30svfLQeLM [dostęp: 27.04.2014].

6   Katarzyna Pągowska, e-mail do Jakuba Kasprzaka z 23 lutego 2014 r.

7   Rozmowa z Katarzyną Pągowską z 30 marca 2014 r. (nagranie w zbiorach autora).


Źródło:  „Nietak!t”, nr 16-17/2014



X