Julia Hanke – „O diable, który był melomanem” – Teatr im. Stefana Batorego

Julia Hanke – „O diable, który był melomanem” – Teatr im. Stefana Batorego

Wszyscy jesteśmy teraz kochankami sztuki…

Założeniem tragedii greckiej było doprowadzenie widza do katharsis- oczyszczenia, rozładowanie silnych uczuć wywołane głębokim przeżyciem artystycznym. Nie wiem, czy po czwartkowym spektaklu „O diable, który był melomanem, czyli dość umuzykalnionej sztuce w dwóch aktach, krótszym i dłuższym, a co!” doznałam oczyszczenia, być może… Z całą pewnością było to „głębokie przeżycie artystyczne”…

Wstrzymałam oddech. Chłonęłam wszystko. Dałam się wciągnąć. To było tak smaczne, że grzechem byłoby odmówić sobie sięgania po więcej i więcej…To chyba głód sztuki. Niczym były więc zdrętwiałe nogi i tłok. Liczyła się tylko to, co na scenie…

Spektakl napisany i wyreżyserowany przez Kasię Horą przewyższył wielokrotnie moje domysły, choć po zeszłorocznej „Uczcie” wiedziałam, że mogę spodziewać się sztuki na bardzo wysokim poziomie. Był świetny pomysł z użyciem masek, była znakomita gra aktorska i była muzyka… Piosenki trafiły prosto w moje serce, a samo ich wspomnienie wywołuje gęsią skórkę.

Już po raz drugi w tym tygodniu mieliśmy okazję zobaczyć na małej scenie diabła. Sama próba porównania obu kreacji byłaby nadużyciem. Fantastyczny w tej roli Michał Czyż stworzył niezwykle wyrazistą, intrygującą postać. Porwał mnie ten diabeł, szalony, pełen pasji, ale też taki ludzki…

„Folwark zwierzęcy” jest konceptem wybitnym. Role, które nie ograniczały się tylko do masek były rozbudowane i barwne. Każda z nich miała swój symboliczny charakter. Wielki ukłon  za poradzenie sobie z trudną sztuką grania w maskach i warsztat aktorek. I jest Małgorzata- wykreowana świetnie prze Martę Wiśniewską- postać chłodna, subtelnie pozornie niewyrazista, tworzy mocny kontrast ze „zezwierzęconymi” postaciami. Obie strony zyskują dzięki temu na soczystości swoich ról.

Scenografia, świetna w swej prostocie, idealnie oddawała klimat. Była bardzo w moim guście,  więc jeszcze przed rozpoczęciem, widząc czerwoną kotarę i szachownicę stworzoną na scenie, miałam przeczucie, że będzie to sztuka dla mnie przyjemna w odbiorze. Nie zawiodłam się.

Zakochałam się w plakacie. Jego nijakie powiązanie z tytułem rozbudziło we mnie palącą potrzebę poznania tajemnicy. Decyzja o zatajeniu jego znaczenia była bardzo dobra, dodatkowo podwyższała temperaturę oczekiwania. Dziękuję za ogromne zaskoczenie, takie niespodzianki właśnie lubię! Promocja w klasie rozłożyła mnie na łopatki. Takie rzeczy tylko w Batorym!

Dziękuję też za Gombrowicza. Wspaniale wyłapywało się te smaczki w tekście. Fabuła była zgrabna, płynna, nieprzekombinowana. O scenie „erotycznej” muszę wspomnieć ze względu na niesamowitą klasę, którą wykazali się aktorzy i reżyserka. Była subtelna, poetycka, nie obciążała widza. Była fascynująca w swym dobrym smaku.

Po „[…] dość umuzykalnionej sztuce w dwóch aktach, dłuższym i krótszym, a co!” (oczywiście w tytule też udało mi się zakochać) spodziewałam się więcej niż „dość”.  Muzyki było dużo, w świetnym klasycznym wydaniu, która w kontekście  wydarzeń na scenie zyskała nowy wymiar. Dopisanie słów do niej jest dla mnie absolutnym mistrzostwem. Nie wiem co jeszcze kryje się w głowie Kasi, lecz wierzę, że jeszcze wszyscy będziemy mieli okazję się przekonać. I to w wielu różnych odsłonach…

Próbując teraz przekształcić moje myśli w miarę spójne zdania, słucham zapętlonego chyba w nieskończoność „Danse macabre”. I znowu trochę to czuję! Chyba ostatnio uprowadzono mi duszę.. Chyba dałam ją sobie uprowadzić.

Julia Hanke


Źródło: Maseczka Teatralna , nr 9, str.3, 30/03/2015



X